Wychować bezstresowo

 

Wychowanie bezstresowe, czyli gdzie są granice ?

 

Często przy okazji spotkań rodzinnych, dyskusji „około-wychowawczych” czy w prasie po mniejszych lub większych ekscesach z udziałem młodzieży mówi się o „wychowaniu bezstresowym”. Czy można sprecyzować na czym polega owo „bezstresowe wychowanie” ?

Potocznie mówiąc to taki sposób wychowania dziecka, który pozwala na „wszystko”. Właściwie rozumie się ten zwrot jako wychowanie bez wychowania. Kluczowe słowo „bezstresowe” może dotyczyć tego, aby nie stresować dziecka, dać mu niczym nieograniczoną swobodę - niech robi to, co chce, a rodzic z (naiwną) radością zaakceptuje każde zachowanie dziecka. Ciąg skojarzeń jest automatyczny: bezstresowe” czyli złe, niewłaściwe. Ale chyba nie wszyscy do końca zdają sobie sprawę z sensowności takiego poglądu.

 

 

Skąd więc się wzięło „bezstresowe wychowanie” i jak to rozumieć ?

Trzeba najpierw powiedzieć skąd taka idea. A nie jest ona bynajmniej nowa. Sięga XVIII wieku i opiera się na koncepcjach humanistycznych Jana Jakuba Rousseau, który podkreśla własne doświadczenie w procesie rozwoju człowieka oraz wolną wolę w dokonywaniu wyborów życiowych. W czasach nam współczesnych powszechne zainteresowanie takimi naturalistycznymi metodami wychowawczymi narodziło się za oceanem po II Wojnie Światowej. Za szczególnego przedstawiciela współczesnej koncepcji bezstresowego wychowania uchodzi amerykański pediatra Benjamin Spock, autor popularnego podręcznika wychowania dzieci wydanego w 1946 roku. Autor proponuje alternatywne wychowanie uznające między innymi podmiotowość dziecka, pozostawienie dziecku dużo swobody w wyborze form zabaw i zachowania, zachęcał do przejawiania własnej inicjatywy, aktywności i spontaniczności. Spock nie był jednak pierwszym „radykałem” antysystemowym, który zauważył że w pedagogice trzeba w centrum zainteresowania stawiać dziecko i jego prawa, a nie tylko jego obowiązki, że dziecko może wyrażać swoje emocje i pragnienia i nie można wokół „dziecka” budować nierzeczywistych systemów. Na początku XX wieku obecne już były takie anty-konserwatywne i anty-formalistyczne głosy: Jana Henryka Pestalozziego, Celestyna Freineta czy Marii Montessori, a w Polsce choćby Janusza Korczaka. Po hekatombie II Wojny Światowej, można powiedzieć, że przyszedł czas na poważne potraktowanie praw człowieka – w tym tych najsłabszych ludzi – dzieci.

 

 

Jak takie wychowanie ma się do innych sposobów wychowania ?

Upraszczając, z całego gąszczu pedagogicznych idei i koncepcji można trzy wyłonić trzy główne style wychowania: autorytarny, liberalny i demokratyczny. Trzy style – trzy różne modele wychowania, trzy perspektywy widzenia człowieka. Styl autorytarny proponuje dystans i bezdyskusyjny autorytet dorosłego - rodzica w każdym obszarze wzajemnych relacji w dzieckiem. W demokratycznym modelu wychowania wychowanek stopniowo poznaje swoje prawa i obowiązki, uczy się w nich poruszać i je respektować. Styl liberalny w pedagogice to stworzenie dziecku warunków do aktywności, kreatywności i rozwoju własnej osobowości, dziecko ma mniej lub bardziej) szerokie granice swojej wolności. Wychowanie bez stresu byłoby w takim ujęciu gdzieś obok tego ostatniego stylu.

 

Czyli wynika z tego, że kluczowym problemem w wychowaniu jest kwestia granic stawianych dziecku.

Tak. Z pomocą przychodzą tutaj badania empiryczne i doświadczenie wychowawców. Okazuje się, że wychowanie bez jasnych norm i zasad ostatecznie wywołuje efekt odwrotny do zamierzonego. Dziecko, które nie zna lub nie respektuje zasad, jest bardziej skoncentrowane na sobie, trudno mu funkcjonować w systemach społecznych takich jak rodzina, szkoła czy grupa rówieśnicza. Jest też bardziej narażone na zamykanie się w enklawach i tym samym skazane na trudności w realizowaniu ról społecznych, zaangażowaniu społecznym czy nawiązywaniu konstruktywnych relacji z innymi ludźmi. Jasne granice dają przejrzystą przestrzeń, która wspiera i motywuje dziecko, dodaje odwagi i wprowadza w świat relacji międzyludzkich, gdzie normy są czymś naturalnym i powszechnym. Są oznaką dojrzałości.

 

A jak dzieci rozumieją stawianie im granic ? To przecież naturalne, że każdy buntuje się, gdy stawia się mu jakieś ograniczenia, zakazy. Jak przekonać dziecko do ich respektowania ?

Wszyscy ludzie mają naturalną potrzebę posiadania swego terytorium i respektowania swoich granic. W życiu codziennym dokonuje się to niemal automatycznie: przy odrobinie wrażliwości dobrze rozumiemy sygnały mimiczne, werbalne, pantomimiczne, wysyłane w przypadku naruszenia czyjejś autonomii. Dzieci, szukając tych granic, testują otoczenie i jest to oczywisty element ich rozwoju. Gdy wiadomo co wolno, a czego nie wolno, gdy dziecko wie, na co jest przyzwolenie a na co nie, w konsekwencji poznaje co jest dobre, a co złe. Tutaj tworzy się fundament zmysłu moralnego dziecka. To bardzo ważny proces w życiu dziecka. Według mnie kluczem do dobrego zrozumienia zasad wytyczania granic jest świadomość tego, aby taki komunikat był wyraźny i zwerbalizowany tzn. dziecko o nim wie, a nie tylko się domyśla. Przekroczenie granicy powinno być oczywiście konsekwentnie egzekwowane. Granica to zakazy, ale nie można zapominać, że też nakazy, zachęty. Wydaje się nawet, że w dość prosty sposób można „zakazy” formułować pozytywnie (zamiast „Nie bawimy się po godzinie 20.00” - „Bawimy się najpóźniej do godziny 20.00”). Nadmiar zakazów może oczywiście deprymować, zniechęcać. Równowaga między innymi) w tym działaniu to jedna z cech dobrego pedagoga. Warto takie granice zachowań ustalać wspólnie z dzieckiem, zwracając uwagę na jego stan emocjonalny i etap rozwojowy. To dobry pretekst do wspólnej rozmowy na ważne tematy i dziecko doświadcza tego, że traktujemy je poważnie. Tutaj kryje się pewne ryzyko – ponieważ granice stawia się nie tylko dziecku. Wychowawca w relacji z dzieckiem też powinien być otwarty na granice, jakie mu stawia dziecko. I oczywiście je respektować. Pamiętajmy: ustalanie zasad i ich respektowanie dotyczy obu stron !

 

A jeśli ich nie ma lub dziecko nie akceptuje granic ? Jakie są tego konsekwencje ?

To jest właśnie ryzyko. Wyrastanie bez granic może powodować różne skutki, głównie międzyludzkie: brak empatii, brak wyczucia taktu w stosunkach międzyludzkich, skupianie się na sobie, egocentryzm, tyranizowanie otoczenia, niepewność i dezorientacja, brak poczucia bezpieczeństwa.

 

W polskiej dyskusji o wychowaniu pojęcie "wychowania bezstresowego" jest wykorzystywane do krytyki różnych odmiennych niż autorytarny, restrykcyjny styl wychowania. Brak kar, brak oczekiwań rodziców oraz znaczna swoboda zachowań dziecka, nadmiar miłości kojarzony z brakiem zainteresowania dzieckiem czy zezwolenie na bezgraniczny egoizm. Tworzymy zatem małego tyrana. Czy po takiej krytyce można jeszcze znaleźć coś pozytywnego w tej metodzie wychowawczej ?

Jeden z prekursorów wychowania liberalnego Thomas Gordon (autor między innymi popularnego poradnika pt. „Wychowanie bez porażek”) proponuje, aby dobry wychowawca stał się najpierw po prostu człowiekiem. Opisując relacje szkolne Gordon, twierdzi że na pierwszym planie nie należy akcentować swojej roli autorytetu (nauczyciela, …) ale być tym, kim się jest naprawdę, to znaczy zwykłym człowiekiem. Wychodzi on z założenia, że wychowankowie/uczniowie mogą się swobodnie rozwijać tylko wówczas, gdy stosunki uczeń-nauczyciel są dobre. Dobre... to znaczy jakie ? Najpierw przejrzyste i pozwalające na ryzyko bezpośredniości, uczciwości we wzajemnych kontaktach. Później ważna jest wzajemna troska, kiedy to każdy wie, że jest ceniony i dostrzegany przez drugą stronę. Z kolei wzajemna zależność i poszanowanie własnych odrębności, pozwala obu stronom na rozwój swych twórczych zamierzeń i indywidualności. Wychowawca z wychowankiem prowadzą dialog i są równoprawnymi podmiotami godnymi szacunku.

Takie ustawienie wzajemnych relacji jest oczywiście ryzykowne. Dla obu stron. Ale bardzo twórcze. Można powiedzieć że „wychowanie bezstresowe” jest opacznie rozumiane i przez to krytykowane jako zbyt liberalne, bardziej wymagające, bardziej angażujące, czasochłonne, trudniejsze. I przez to odrzucane bo wymaga odejście od schematów.

Do ośmieszania „wychowania bezstresowego” wykorzystuje się skrajne idee leseferyzmu (fr. laissez faire - pozwólcie czynić), XVIII-wiecznej ideologii naturalistycznej sformułowanej przez filozofów. Głosili oni całkowitą wolność jednostki, gdzie każdy człowiek kieruje się zasadą korzyści materialnej. Szczególnie mocno podkreślali wolność dziecka, a rolę nauczyciela ograniczali do wspierania jego naturalnego rozwoju, szacunku swobody w działaniu i zachowaniu dziecka oraz znikome oczekiwania i wymagania rodziców względem wychowanka. Charakterystyczne jest również unikanie kar za niewłaściwe zachowanie. Opiekunowie - zwolennicy wspomnianego stylu radzą, aby jak najmniej kontrolować rozwój dzieci, uważając, że wychowankowie rozwiną najbardziej zmysł samodzielności i kreatywności, dysponując nieograniczoną, swobodną przestrzenią.

 

Co przemawia przeciw wychowaniu bez stresu ?

Wychowanie bezstresowe może być systemem sztucznym. Dziecko nie żyje przecież w sytuacji laboratoryjnej, „teoretycznej”, czyli w akceptującej go bezgranicznie rodzinie i otoczeniu. A w życiu dorosłym jest przecież i rywalizacja i „stres”. Dziecko im wcześniej te stresujące reguły pozna i nauczy się je stosować ma więcej szans na sukces w „normalnym” świecie, mniej rozczarowań. Jest „twardsze” - emocjonalnie, społecznie. Szczególnie zauważalne jest to kiedy takie dziecko wchodzi w grupę rówieśniczą np. w przedszkolu czy szkole i nie potrafi dostosować się do zasad tam panujących. Dlaczego? Bo "unikanie stresów" doprowadziło do tego, że dziecko nie wie, jak ma się zachować gdy ktoś mówi „nie”. Prawdopodobnie nikt wcześniej tak wyraźnie i jednoznacznie nie mówił dziecku, że czegoś nie wolno, że czegoś się nie powinno. W skrajnych przypadkach może dojść nawet do agresji ze strony takiego dziecka skierowanej ku innym ludziom, innym – bo zachowującym się inaczej od niego.

 

Jak więc reagować na zaczepne frazesy i opinie o wychowaniu bez stresu jako o takim, gdzie „dziecku wszystko wolno" i "nic nie wolno im powiedzieć, a głównym celem rodzica jest spełnianie wszystkich życzeń dziecka”, czy „nie ma takiej bariery w wychowaniu której przekroczenie przez dziecko jest w stanie skłonić rodzica do wyznaczenia kary - najczęściej słabej – uwaga słowna, dezaprobata”. Często powtarza się że przecież że całe pokolenia zostały wychowane w normalny „stresowy” sposób i wyrośli z nich dobrzy, porządni ludzie. Dlaczego tak obrzydzamy wychowanie inne niż stresowe ?

Poprzez takie stwierdzenie próbuje się często usprawiedliwić swoje błędy i niepowodzenia wychowawcze. Takie krzywe rozumienie idei wychowania bez stresu zniechęca wielu pedagogów do głębszego przyjrzenia się założeniom tej teorii i uporczywego odrzucania osiągnięć psychologii humanistycznej.

Wychowanie bezstresowe jawi się jako jakaś fanaberia, nieudany eksperyment post-modernistycznych, lewicujących rodziców. A dziecko tak wychowane jest istnym potworem.

Z tymi „porządnymi” pokoleniami wychowanymi w żelaznym rygorze zasad i bezdyskusyjnego posłuszeństwa nie przesadzałbym. W tak rozumianych tradycyjnych społeczeństwach procent rozwodów, przemocy w rodzinach, sfrustrowanych ojców i matek jest przecież bardzo duży. Cały XX wiek jakby przeczył temu twierdzeniu - pełne respektu, rygoru, cnotliwości, tłamszenia swobody i kreatywności, nie folgowanie uczuciom, lęku przed autorytetami owocowało okrucieństwem konfliktów i wojen. Czy wychowanie naszych ojców i matek – powojennego pokolenia nie dało żadnej refleksji: skąd taka plaga skonfliktowanych rodzin, sfrustrowanych i nieakceptujących siebie ludzi, skąd plaga alkoholizmu, przyzwolenie na bicie dzieci, rozbite małżeństwa, przemoc w rodzinie, powszechny brak szacunku dla innych podglądów, antysemityzm, nacjonalizm i tym podobne choroby społeczne.

 

Mamy zatem przyzwolenie na systemowy standard: tradycyjnie „trzymać dziecko krótko”, pilnować, by bez szemrania wypełniało nasze rozkazy, postępować w myśl zasady, że „dzieci i ryby głosu nie mają”, karać, nakazywać, wymuszać posłuszeństwo przemocą.

Ośmieszając „bezstesowość” dajemy alternatywę w postaci wychowania „stresującego”, a trudno zgodzić się, że im więcej stresu, tym wychowanie jest lepsze ! Wychowanie bez stresu to wezwanie do mniejszej opresyjności w wychowaniu, większej wolności dla wychowanka, zaufania, szacunku, szukania kompromisu, niepoddawania się standardowym mechanizmom wychowania, większa refleksja w pedagogice. Wbrew potocznej opinii wychowanie bez jasnych norm i zasad wcale nie jest wychowaniem bezstresowym.

 

 

© Rafał Ryszka; Wrocławskie Stowarzyszenie Wychowawców – sierpień, 2010.